sobota, 27 sierpnia 2011

Dziennik podróżny, rozdział 1. Mazury i Warmia

Jak się ma 7 dni na podróż w Nieznane, lub ściślej, Niesprecyzowane-do-końca, to radość oczekiwania i zachłanność na spodziewane niespodzianki aż rozpiera.
Gdy okazja, by jadąc w Polskę przehulać beztrosko trochę uciułanego grosza, zdarza się raz na parę lat, człowiek może oszaleć ze szczęścia.
A jeśli jeszcze ten człowiek umie czekać cierpliwie i przeczekać najgorsze zawirowania pogodowe, powikłania zawodowe i  rodzinne, by w końcu rzucić cumy i podnieść żagle radośnie, to już jest takie uczucie, no takie uczucie, że ECH!!!!
Wprawdzie nie do opisania, ale może chociaż odrobinę uda się czytającym wyobrazić i wczuć, jak nam było wspaniale z wiatrem we włosach i słońcem na twarzy, w dodatku w pięknych zakątkach Polski.
To startuję.

Określiliśmy jedynie region Polski - Mazury, skąd mieliśmy we dwoje wyruszyć dalej na Kaszuby i Pomorze Wschodnie, oraz dzień wyjazdu i kwotę, jaką możemy przehulać. .
Termin powrotu - to już jak nam się spodoba, nie później niż ... :))))
Przewodniki, mapy, przegląd sieci na okoliczność miejsc koniecznych i godnych zwiedzenia, pakowanie, aparat, zapas wody i prowiant (jakby nas zasypała jaka śnieżyca, wiadomo - lato w kraju) i inne niezbędniki - ja.
Tankowanie, koło zapasowe, lewarki, śpiwory, płyny te tam, co się uzupełnia, i najważniejszy pasażer -GPS - mąż.
Czy Wy też tak macie z podziałem ról?
On - kierowca, ja - pilot korygujący mapy, a czasami nawet tego przystojnego bruneta, co w tym dżi-pi-esie siedzi, obsztorcowujący. Bo co rusz świeżo rozkopane np. rondo wymaga zlekceważenia nieuświadomionego bruneta i jego natrętnego: " za 500 m zawróć... Zawróć ... ZAWRÓĆ".
(A brunet dlatego, że wolałam jego aksamitny głos od skrzekliwej jakiejś rudej)

Uwielbiam krótkie wypady dokąd oczy poniosą ( pamiętacie - już od żłobka regularnie zwiewałam spod opieki dorosłych), tym razem jednak miał to być tydzień co najmniej, i to akurat pokrywający się ze świętem katolickim i państwowym, co dało tak zwany ulubiony nasz polski "długi weekend".
No a my bez spania :))))
A tam (czyli: wszędzie) miliony weekendowych podróżników w ciemno i w jasno.
Olśniło mnie dopiero, jak usłyszałam, że na Zakopiance ludzie stoją i usychają w kilkugodzinnych korkach. Że zanim biedni, dojadą, to już wracać będzie trzeba. Że wybrzeże też pęka w szwach i że wokół Gdańska będzie najgorzej ze względu na Jarmark Dominikański.
Toteż będąc już w Olsztynie, gdzie nam z konieczności pewnej rodzinnej wypadł punkt pośredni podróży,  znienacka niedzielnym rankiem do netu się dorwawszy wymyśliłam i wynalazłam.
Mierzeja Wiślana :)))
Czyli Żuławy bardziej, niż Kaszuby, ale za to w takim malowniczym miejscu i tak blisko i do Kaszub i do Gdańska i morze co rano zobaczę, i wiatru się nawącham :)))
TAK!!!!
Czas decyzji  objawił się nagle - to i decyzja krótka i spontaniczna ( wiecie, znacie - natychmiast, już!).
I jeden telefon .
I od jutra mamy piękne miejsce wypadowe, w cichym leśnym zakątku. Czyściutko, odnowiony ośrodek z 8 domkami, do morza kilometr przez las i park krajobrazowy, a plaża bez badziewnych urządzeń, i żadnego huczącego nachalną muzą, piskiem i wrzaskiem deptaku w promieniu 10 km:))) RAJ!.
Od jutra.
A my musimy ruszać dziś zaraz :)))
Ruszamy więc szukając noclegu na dziś, mając w odwodzie ewentualność na leśnym parkingu w śpiworach.
Luzik.
Jedziemy i szukamy na tym luzie nie martwiąc się i podziwiając widoki.
Ja jako swobodnie poruszająca głową i kręcąca szyją bez krępacji, wiercę się, palcem co rusz w różne strony wskazuję i wykrzykuję: OOOO!!! OJEJ!!! POPATRZ TAM!!!!. Stawać każę i wybiegam z bliska pooglądać, czym w kierowcy wzbudzam lekką irytację, bo tym ochom, nie ma końca i do wieczora nam zejdzie w polu, a za nami trąbią, bo za wolno jedziem.
Ale co tam. Lekceważę mężowe wzdychania i wypatruję wciąż obiektów i miejsc do zachwytów i fotografii, bo trasą tą nigdy dotąd nie jechaliśmy.
A to maleńkie ukryte jezioro z kąpieliskiem w sąsiedztwie zakopanej w lasach mazurskiej wioski, kameralne i bez zadęcia, z grillem ogólnie dostępnym, polem namiotowym, tak małe, że na mapie ledwo widać.A to pałacyk na hotelik przerobiony z wnętrzami niemal ludwikowskimi, biedermaierem i zapachem XIX wieku, a to kościółek z fikuśną wieżyczką, a to kaczki w stawie. A kapliczka przydrożna...
No, całe szczęście, nie ja musiałam prowadzić.
I z jednego z tych moich : "YYYYY, Patrz, jak pięknie!!!! " wynikł pierwszy dłuższy postój ( zaledwie 16 km od Olsztyna, bo się dość często "zachwycałam" i wciąż zbaczaliśmy z głównej drogi)
Toteż przedstawiam :
Gietrzwałd na pojezierzu Olsztyńskim.
Zachwycił mnie widok z drogi, którego niestety nie zdążyłam uchwycić, ale gdybyście kiedykolwiek jechali 16-tką od strony Olsztyna, radzę przed tą wioską zwolnić i podziwiać zbliżające się widoki.

(źródło - net)
Nie dość, że sama okolica pagórkowatych zielonych terenów i do tego dobra łagodnie kręta droga cudne, to jeszcze ta urocza dolinka, w której przycupnęło ni to miasteczko, ni to wieś, ze wznoszącą się nad nią ciekawą, choć tu typową, bryłą kościoła.
Jak się doczytałam na parkingu - to miejsce objawień i sanktuarium Maryjne.
Coś mi tam świtało.
Jako więc nieprzesadnie uduchowiona, lecz na architekturę i urok polskich krajobrazów wrażliwa od dziecka, zarządziłam zwiedzanie i lekcję historii. Tu ograniczę się tylko do odesłania na inne strony o tym miejscu, bo warto postudiować głębiej zmienną historię tych ziem i dążenia społeczeństwa do odzyskania praw do ich polskości.Między innymi to tu powstała pierwsza polska księgarnia wbrew zaborcy i germanizacji. Do dziś stojąca naprzeciw bazyliki, zwraca uwagę szyldem z nazwiskiem polskiego działacza kulturalnego i jej założyciela

Drugim, a głównym dla wielu i bardzo ciekawym zagadnieniem jest powstanie sanktuarium i okoliczności objawień, które miały tu miejsce w drugiej połowie XIX wieku, i są jedynymi polskimi objawieniami oficjalnie uznanymi przez kościół katolicki. "Polskie Lourdes" odwiedza do miliona pielgrzymów rocznie!
Tereny wokół bazyliki,  której od wewnątrz ze względu na niedzielne msze i dużą ilość pielgrzymów nie obejrzeliśmy na żywo, a jak już zdążyłam w sieci sprawdzić - cudna jest, są równie warte pooglądania, zadbane, gościnne i dobrze zorganizowane na taką sporą liczbę turystów. Na niedalekim wzniesieniu położonych jest 14 malowniczych kapliczek drogi krzyżowej.
Znalazłam ciekawą i obszerną relację z pobytu w sanktuarium, więc ją podrzucam dla zainteresowanych
 tu.

 

Tereny, na których leży Gietrzwałd, to część zielonych płuc Polski, obszar g miny w blisko 50% stanowią lasy, parę kilometrów od wsi Gietrzwałd znajduje się rezerwat na rzece Pasłęka - naturalnej granicy między Warmią i Mazurami, w którym ochroną objęte zostały tereny żerowania bobrów. Ważną informacją jest całkowity zakaz spływów kajakowych na tej rzece, gdyż ostoje bobrów znajdują się wzdłuż lewego jej brzegu na całej jej długości aż do Braniewa.
W  tej niewielkiej gminie znajduje się kilkanaście jezior i wiele tras rowerowych, oraz  przyrodniczych i turystycznych ciekawostek jak np. leśne arboretum w Kudybach oraz nowoczesne pole golfowe w Naterkach, zaprojektowane przez brytyjską (najstarszą zresztą w tej dziedzinie) firmę.

A w samym Gietrzwałdzie koniecznie zajrzeć należy na popas do Karczmy Warmińskiej. 
Nie mogłam oderwać oczu od wyeksponowanych na jej przestronnym dziedzińcu sprzętów, mebli, ozdób i kramów, w których na oczach gości produkuje się i sprzedaje wyroby garncarskie, pieczywo, ozdoby, tkaniny a nawet wyroby metalowe w małej kuźni z prawdziwym kowalem. Są też miody, warsztat plastyczny dla dzieci, izba warmińska i sprzęty kuchenne i rolnicze, a wszystko tak zmyślnie pourządzane, że aż dziw. Sama karczma, jako lokal gastronomiczny - z możliwością spożywania posiłku na wolnym powietrzu lub w jednej z kilku izb, urządzonych w różnych stylach, jak najbardziej godny polecenia. Kuchnia przepyszna, potrawy podane estetycznie i z włościańską prostotą. A golce, czerninę, czy dzyndzałki i inne tutejsze specjały mogę polecić z całym sumieniem, bo smaczne i w ilości, jak chłopu do kosy, zwłaszcza, że ceny są tu umiarkowane, a do konsumpcji zachęca nie tylko uprzejma i szybka obsługa, ale i uroda i wdzięk tejże obsługi  :)

  

  
                                        
 

Przy płaceniu rachunku spotkała nas jeszcze mała niespodzianka - każdy gość ( czyli ten, kto płaci, a nie każdy przy stole), dostaje słoiczek domowego smalcu i wizytówkę karczmy, by ją pamiętać i sławić. Co też czynię.
O licznych tu organizowanych świętach i imprezach, a także warmińskich zwyczajach można się dowiedzieć ze strony www. (link w nazwie Karczmy powyżej). 

Była to więc spontanicznie Warmia, gdzie bywałam w przeszłości najczęściej w Braniewie u mojej prababci i ciotek licznych, we Fromborku czy Elblągu, nie zgłębiając w zasadzie historii tych ziem, co nadrobiłam pisząc ten post, choćby ze względu na prababkę, ale to już całkiem inna i bogata w rodzinne epizody opowieść :)))

Na koniec wrzucam pewien szczegół architektoniczny, do którego mam od jakiegoś czasu słabość, i każdy dom, dokądkolwiek pojadę, zaczynam od tego elementu podziwiać i oceniać. A oceniam go  po ... pazdurach i szparogach, które są charakterystyczne dla danego regionu naszego kraju, choć podobne często można spotkać w całkiem odległej części Polski, a to za sprawą migracji i wpływów innych kultur.


Czyż nie piękne? :)))

Na dalszy ciąg naszej wyprawy zapraszam w kolejnym odcinku, a będzie mierzejsko -  pomorsko, nie bez przygód i zaskoczeń, jak również z licznymi pazdurami  :)

Pozdrowienia z podróży
Lewkonia


                     

5 komentarzy:

  1. Zapowiada się ciekawie, karczma super, uwielbiam takie miejsca a i pewnie jadło było wyborne :)
    Gietrzwałdu nie znam zupełnie, zdaje się, że to sanktuarium to klasztor franciszkanów, tak mi się jakoś w głowie kołacze ;)
    Chętnie obejrzałabym to spokojne miejsce waszego noclegu Lewkoniu :) czekam na ciąg dalszy!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Ikuś, cytuję, com znalazła: "Od 1945 roku w sanktuarium maryjnym posługują księża kanonicy regularni laterańscy z najstarszego na świecie zakonu kapłańskiego założonego przez świętego Augustyna".

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne te widoczki :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Troszkę dziś z Wami pozwiedzałam. ;-) Malutko*, bo na więcej nie mam teraz czasu.


    *...ale z drugiej strony, całkiem sporo jak na kilka minut ;-)

    OdpowiedzUsuń