piątek, 12 sierpnia 2011

Nalwyby

Pewnego słonecznego poranka (tak, wyobraźcie sobie, wewten wtorek konkretnie było słonecznie, radośnie i świergoląco, jak w sierpniu o poranku zwykle bywa) zerwałam się przed siódmą na równe nogi.
Powtarzam: na ur -lo- pie  -p r z e d - s i ó d- m ą!
DO LASU!!!! - przemknęła przez me zaspane czoło myśl, jak rącza łania - do lasu chcę JUŻ !!! NATYCHMIAST!!!
I jakbym o niczym innym nie śniła, jak zaprogramowana przez noc - zerwałam się, a rzadko się zrywam bez rozruchu, z łóżka.
Natychmiast, znaczy w moim przypadku dosłownie - niemal w piżamie. Bo jak ja chcę, to od razu tu i teraz. A nie: zaraz, już, czy (w czym na me utrapienie celuje mąż mój) JUTRO.
Przecież wiadomo - jutro istnieje tylko wyobraźni, to pojęcie czysto abstrakcyjne, gdyż nie następuje nigdy. Może następuje, ale na milisekundę, bo jak już nastąpi na dobre, to ...  znowu jest dzisiaj. Więc "jutro"  dla mnie, to tylko czcza wymówka.
A po co czekać na próżno, jak można coś zrobić NATYCHMIAST TERAZ!

Natychmiast znaczy: BACZNOŚĆ! KALOSZE WZUJ!!! 
I kanapka na drogę.
Tym razem zlitowałam się nad mężem mym, co dopiero drugi dzień miał urlop, a trzeci zaledwie odpoczywał  po odwiedzinach teściowej. . Żal człowieka, ale tak to czasem w życiu bywa, że kilka zmartwień na raz...

No więc kawa, szybka, bo nie ma co, ale śniadanie zjeść spokojnie dałam, a potem koszyk, strój leśny, co zawsze na swoim miejscu w pogotowiu czeka i...po kwadransie JESTEŚMY w  lesie. 

 

Generalnie ludzie dzielą się na tych, co jeżdżą do lasu, na grzyby i ... po grzyby.
Mój teść, mimo wieku uczciwego i poważnych zdrowotnych komplikacji ( w tym wzrokowych) na kilometr wyczuje, gdzie jaki grzyb znajdzie, nawet ten, co lubi sobie przycupnąć pod piaskiem na środku drogi, gdzie nikt by się go nie spodziewał - jak gąski - czy w jamkach pod liśćmi - inne takie). On więc należy do tych, co do lasu udają się w celu konkretnym PO GRZYBY.
Najbliżsi są mu wdzięczni niezmiernie, gdy jednego dnia ... uda mu się przytaszczyć do domu tylko jeden kosz. Bo zwykle na jednym, przednich okazów, nie poprzestaje, a potem suszy, wekuje, dusi, roztacza aromaty i ... nieźle bałagani. Teściowa jeno oczy do nieba wznosi i ... milczy z wdzięcznością za daną jej cierpliwość anielską do tych wypraw. Bo odkąd grzyby się pojawią, do ostatniego je teść tropić będzie.

Drugą kategorię reprezentuje mój kolega małżonek.
Grzyba od grzyba odróżnić potrafi, choć pewności według niego nigdy za wiele, i za każdym razem konsultuje nasze plony z sąsiadami. On też nie MUSI dziś zaraz, choć może i chce do lasu się udać, a jak już się pod wpływem mojego CHCĘ udaje, to na grzyby, przy okazji zażywając gimnastyki i ćwicząc wzrok rozleniwiony przed telewizorem. Rezultaty tych ćwiczeń mnie czasem zdumiewają.
Że jak to. Taki miś z brzuszkiem, co niechętnie na sport inny, niż rower namówić da się, szybciej się zgina ode mnie, choć ja  w pasie cieńsza, i bystrzejsze ma oko, czego bym nie powiedziała, gdy ma mi znaleźć okulary?
Albo ma cholernik szczęście i ambitny taki? 
W każdym razie z wypraw NA GRZYBY potrafi niejeden podobny okaz triumfalnie przywieźć, wcale się nie przemęczając. O:

Ten akurat po bliższym wejrzeniu został ułaskawiony ze względu na wiek.
Niech służy zwierzątkom leśnym na zdrówko.

I kategoria trzecia.
Ja.
Bo nie znam innych przedstawicieli. 
Jeżdżę DO LASU, pod przykrywką jeno, że w celu zbierania, tropienia i zapasów robienia.
Ale nieeee. Nie dajcie się omamić.
Ja przede wszystkim jeżdżę się napatrzeć.
Nachodzić.
Ponawykręcać  sobie stopy w kostkach na szyszkach z rozkoszą.
Nawąchać.
Nawyobrażać sobie, że grzyb widzę, po czym liść to jest po namacaniu.
Nazamyślać się na widok tego i owego.
Zgubić się w lesie nierzadko by.
Ponosić gustowny mały koszyczek ( a na co mi duży), a w nim: butelkę wody, okulary do podpatrywania fauny i flory, spray na komary, kozik, komórkę i ... aparat fotograficzny naturalnie.
Ten właściwie mi dynda cały czas na szyi.
Nie pomyślałam nigdy o atlasie grzybów. Mam męża w zasięgu wzroku przeważnie, więc jak COŚ znajdę, to wołam:
- Hop, Hop!!!Grzyba mam!!!
Mąż galopem ( powiedzmy) przybiega, po czym każe mi go odłożyć, skąd wzięłam.
Za parę chwil on woła mnie:
-Hej, Dziubek, chodź,  zdjęcie sobie zrób!
To lecę. 
I robię:


Kozia bródka, młody okaz, grzyb jadalny, pod ochroną.


Podgrzybek, grzyby jadalny, na naszym Śląsku Opolskim zwany w gwarze sinioukiem, bo przekrojony sinieje. Ten rośnie na pniu ściętego drzewa, i ma kapelusz w kształcie motyla.


Nieznany mi z nazwy rodzaj huby, ale za to jaka piękna koronkowa robota, jakby damskie galotki z początku xx wieku


 Rodzinka kurek. Uwielbiamy duszone w śmietanie :) 
Coraz ich mniej. Można pomylić z trującym kielichowcem! 

Z moich własnych zbiorów takie natomiast skarby mogę pokazać (sto innych czeka na swoją kolej):

Bo kolor ładny taki :)

Pieniek dla zdesperowanego wędrowca, lub irokez :)

I uśmiech od ucha do ucha jako antidotum na kaprysy lata :)


A teraz część poważna całkiem.
Czy potraficie odróżnić borowika prawdziwka od borowika szatańskiego, szatańskiego od ceglastoporego, a prawdziwka od goryczaka żółciowego lub muchomora sromotnikowego?
W wielu bowiem źródłach w sieci znajduje się nazwy bardzo niefachowe, a w różnych regionach kraju różne nazwy na ten sam grzyb.
Jak więc wygląda Waszym zdaniem szatan?

U nas, na Opolszczyźnie, mylnie nazywa się szatanem ... goryczaka żółciowego.
Nie jest to grzyb trujący, ale niejadalny, nadający potrawie gorzki smak, więc potrafi popsuć całą robotę i obiad. W swojej młodej formie przypomina młodego borowika, gdy ten ma jeszcze jaśniejszy kapelusz. Cechą goryczaka jest różowiejący spód kapelusza, i inne ubarwienie mniej maczugowatego trzonu, a także lekkość, z jaką daje się oddzielić (myląco aksamitna beżowa) skórka kapelusza: 
                                      
Jeśli macie wątpliwości, czy to nie goryczak, wystarczy nagryźć kapelusz. 

A to borowik ceglastopory, niesprawiedliwe mylony z szatańskim:

Wierzch kapelusza ma ciemnobrunatny, spód pomarańczowo czerwony, mocne osiatkowanie trzonu.
ławo pomylić z borowikiem ponurym, sklasyfikowanym jako trujący, do spożycia nadaje się po dokładnym obgotowaniu. Nie polecam ani jednego, ani drugiego.

I poza wspomnianym "sinioukiem"  - zajączek, często wzgardzany, a jadalny i nie do pomylenia z innymi za sprawą siateczki spękań na matowym kapeluszu.Taki trochę zdekupażowany :)


A borowik szatański, czyli szatan, nie żaden inny, jest niezwykle rzadko spotykany w Polsce, więc wybaczcie, nie mieliśmy przyjemności:) I jeśli kiedykolwiek znajdziecie taki grzyb, będzie to wygrana w totka.
A gdyby ktoś jakikolwiek szatanem nazwał, przyjrzyjcie się, czy to nie czasem goryczak. Chociaż i tak lepiej nie zabierać go do domu, niech służy lasowi.
Oczywiście nie namawiam do zbierania podejrzanych okazów, ale też nie w każde źródło internetowe należy wierzyć. Także i temu postowi nie zawierzajcie swojego zdrowia, tylko... kupcie dobry atlas grzybów NATYCHMIAST, albo przestudiujcie ten. Tu w odpowiedni sposób sklasyfikowano i opisano najczęściej spotykane i te groźne, których lepiej nie tykać.
Lub ... wybierzcie się lepiej ...do lasu po prostu :))) Jak ja:)))

Co do opisów zdjęć zebranych przez nas grzybów mogę tylko zapewnić, że były prawdziwe, gdyż nadal piszę i mam się dobrze ...po wczorajszym śniadaniu złożonym z jajecznicy z grzybami.Zebranymi własnoręcznie :)))) PYCHA!!!!

A w sobotę... ruszamy na ryby, lwyby i inne. Kto na Mazurach czy Kaszubach mieszka, niech się rychtuje, bo zwalam się w gości NATYCHMIAST :)))))

Pozdrawiam i życzę samych zdrowych bezpiecznych prawdziwków

Wasza zdrowa jak rydz
Lewkonia ;))))


15 komentarzy:

  1. PRAWDA ,ŻE TEN GORYCZAK JEST PIEKNY>?..SZKODA,ŻE PASKUDA TAKA GORZKA...A CEGLASTOPORE SA ŚLICZNIUSIE....TYCH Z RODZINY KURKOWATYCH NIE ZNAM...MAM ZASADĘ ...BRAK PEWNOŚCI...PASZLI NA SZCZAW...UWIELBIAM GRZYBY...JA KATEGORIA ...PO GRZYBY,,,,I TO OD MAŁEGO DZIECIĘCIA...POZDRAWIAM:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, wiem Gosiu, wiem,niestety, i dlatego nie martwi mnie mała ich ilość w naszych koszykach, a najczęściej zbieramy je w naszych rodzinnych stronach :)
    Qrko, piękny, piękny, a jaka zakała rodziny :))))
    A znasz może pieprzniki jadalne? To własnie KURKI :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Lewkonio kochana, ja tez z tych, co do lasu po atmosferę, zadumanie i wspomnienia jeżdżę, chociaż grzybkiem nie pogardzę. Znajomość tychże mam w genach, bo od kiedy pamiętam z dziadkiem, babcią, ciotkami i kuzynami ganialiśmy do lasu. Tych wycieczek mi teraz brakuje, bo "swój" las daleko a obcy to zawsze obcy. Ale nie odpuszczam, gdy tylko mogę wpadam choćby na kilka chwil. Tak jak podczas naszej ostatniej bytności we Wrocławiu. Mieszkaliśmy pod miastem, wokół lasek, więc decyzja "na grzyby!" musiała paść. Efekt - buty do wyciskania, ubranie przemoczone do pasa i cztery piękne podgrzybki. Warto było! Pozdrawiam i życzę udanych wakacyjnych łowów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lewkonio:)Mimo, że świeżo z Puszczy powróciłam narobiłaś mi smaka na wypad do lasu:) Jadę, boć dluuugi weekend przed nami:) I fajne praktyczne porady grzybowe:) Dobrego i SŁONECZNEGO urlopu życzę i jak będziesz w okolicy Gdańska, daj znać:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba z grzybobrania najbardziej lubię chodzenie po lesie, bo do grzybów to szczęścia nie mam - chyba za ślepa jestem. Raz pojechaliśmy to przywieźliśmy ...zdjęcia, ZASKROŃCA widziałam!!!! pierwszy raz w życiu - ale radocha :-)
    Uściski ślę.

    OdpowiedzUsuń
  6. ....aaa i miłego pobytu na Kaszubach - ja jadę do Słowackiego Rajuuuuuśkujakjasięcieszę! w poniedziałek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy byłam mała Tata brał mnie do Brzezinki (k. Gliwic) na grzyby. To były wspaniałe czasy, brakuje mi tego.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. z grzybow to ja pieczarki bezblednie rozpoznaje,co do reszty,to sloiki w sklepie sa zawsze podpisane,wiec mam pewnosc co jem;)
    chyba nigdy nie bylam na grzybobraniu...i chyba nigdy nie jadlam takich w smietanie itd...strata duza,wiem...
    zdjecie tescia i grzyba -wow! co za grzyb-to o grzybie oczywiscie:) ale okaz! pozdrow tescia!
    fajnie,ze aparat zabralas,las piekny,usmiech sosnowy? tez;) usciski!

    OdpowiedzUsuń
  9. Taki wypad to ja rozumiem i też jechałabym raczej się ponatychać leśną atmosferą niźli grzybów szukać bo one takie złośliwe bestie i się przede mną chowają :/
    ale podziwiam wiedzę grzybiarską lub grzybową jak kto woli ;)
    Uściski dla Ciebie Rydzu i dla Z.

    OdpowiedzUsuń
  10. Miro, grunt, to być spontanicznym :) Oczekuję niecierpliwie relacji z tego waszego wrocławskiego wypadu :)))
    Anex, kontakt zapisałam, do usłyszenia bliżej Ciebie:))))Jakże się cieszę :)))
    Bestyjeczko, ja mam to samo - g... widzę, jeśli chodzi o grzyby, nie żebym się nie znała wcale :)))))One mnie chyba nie lubią, a ja je tak uwielbiam, kurza stopa,no! :))))I zazdroszczę tego raju, bym pojechała, ale bankomat odmawia współpracy :))))
    Chmurko, masz rację, kleszcze to taka teraz plaga, jak ja mogłam w dzieciństwie poszaleć w lasach, matko moja, a teraz strach w trawnik wejść.
    I ja "ustrzeliłam " zwierza, ale pokażę innym razem :))))
    Agato, ja też mam takie leśne miejsca, do których wzdycham, jakże mi żal młodości właśnie ze względu na nie, niemal jedynie :))))
    Emocjo, czekałam na to, że się komuś grzyb skojarzy ... :))))Ale teść kochany, to ciiii :)))) Przebiegła bestio, z etykiet to ja tez odróżniam :)))Ale gdybyś zajechała do Europy, to już ja Cię wywlokę do lasu , rychtuj się :)))))
    I mnie ten sosnowy uśmiech rozbawił na całego :))))
    Ikuś, ja nie wiem czemu, ale i ja jestem chyba jakimś ich postrachem, więc się czym innym natycham :)))Uściski wzajemne :)))))

    Pozdrawiam i do usłyszenia po naszym Kaszubskim rajdzie :))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Wybacz... po linijce: "hop!hop! mam grzyba" zalałam się łzami ze śmiechu więc część poważną w nienależytym skupieniu przeczytałam, ale martwić się nie musisz, bo ja do lasu ani po ani na grzyby nie chodzę, tylko jak Ty pokontemplować ewentualnie jagód nazbierać. Do zbieractwa grzybów nie nadaję się zupełnie, bo mimo iż przez dziadków w studiowaniu atlasów i okazów w plenerze szkolona byłam od małego, to się boję i już. Zresztą z moim wrodzonym roztrzepaniem i bujaniem ponad ściółką leśną, to chyba nawet lepiej, że jedyne grzyby jakie zbieram to kurki, do jajecznicy rzecz jasna.
    Zazdroszczę Kaszub, tęsknię za nimi i obiecuję, że się wybiorę, by Kubikowi I M-ce pokazać, gdzie moje korzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Spontaniczny wypad do lasu był, ino grzybów zabrakło. Ale co sobie podreptałam i powdychałam zapachów natury, to moje:), aż nie chciało się wracać do domu. W najbliższy weekend powtórka tematu i więcej czasu na leśną inhalację w gronie przyjaciół.
    Cieszę się, że wypoczęliście i urlop się udał. Trzeba ładować baterie przed pracowitym rokiem.
    Jak tam humorek, długopisy naładowane, pani psorko:))?
    Dzięki za wakacyjne pozdrowienia.

    W jeszcze wakacyjnym nastroju
    Tomaszowa

    OdpowiedzUsuń
  13. I ja Cię rozumiem, też uwielbiam po lesie wędrować, ale MUSZĘ wtedy być w towarzystwie koleżanki /harcerki, która ma orientację w każdym terenie jak mało kto!!ja się gubię nawet w centrum handlowym, a w lesie to już w ogóle można mnie zostawić ze 100% gwarancją, że do domu nie trafię!!!A las mam ze 150metrów od domu i teoretycznie powinnam go znać...;))
    Na grzybach również się nie znam, ale od czego ma się znajomych- znających się:))
    Tak czy siak - do lasu zawsze, grzyba znaleźć to dla mnie jak trafić w lotto!!!
    Miłego odpoczynkowania życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, Tomaszowo, już po błogim się wczasowaniu, a sprzęt piszący właśnie wczoraj zakupiwszy :) Humorek super, energia na zapas podładowana. Jeszcze tylko rodzinny weekend i się zacznie :))))Czemu do pioruna właśnie teraz takie upały, zamiast w lipcu :(
    Lejdiku, i ja mam te łazęgi leśne z harcerstwa zaszczepione, czasem też się zgubię, ale zawsze się znajduję zapamiętując stronę świata, z której przyszłam, a potem tylko wystarczy poobserwować mech na drzewach, kamienie i runo :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Lewkonio, no wiem, że Wrocław już dawno był i że powinnam coś wspomnieć o tym, bo miasto piękne, warte opisania a i wrażeń takich bardziej prywatnych było sporo, ale nic natchnienia nie mam, a i zdjęcia marne :((( Obiecuję, że nawet jeśli nie napisze osobnego posta o Wrocławiu, to zagaję czasem o szczegółach. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń