czwartek, 14 kwietnia 2011

Ale za to niedziela....


  
Drogą pylistą, drogą polną, jak kolorowa panny krajka, odbywamy co niedziela za sprawą Psa dłuuuugi spacer. Bez względu na pogodę, samopoczucie i wszelkie konsekwencje.
A że Pies nasz z tych latających, brykających i szalonych, to konsekwencje jego nieopanowania obyczajowego i braku powściągliwości w emocjach tym razem były nieprzyjemne i dla niego i dla otoczenia.
Nagranie zostało ocenzurowane i skrócone, bo nim nasz Pies pozwolił się Panu łaskawie przywołać do nogi, to takich tarzanek uskutecznił jeszcze kilka,  na co Pan reagował słowem mocnym i głosem coraz to bardziej wzburzonym, który wycięty zostać musiał, bo się nie mieści w kryteriach kulturalnej niedzielnej rozrywki.
Gdy tylko Pies ochłonął po swym szalonym rajdzie i podbiegł do nas cały w skowronkach i błogich uśmiechach, poczuliśmy ze zwiększoną mocą, że mieszkamy na wsi. Zapach, jakim przesiąkło eleganckie futro Czesia trudno porównać z Diorem czy Gabanim. Bo je zdecydowanie bił na łeb.
Głupi psi łeb ściślej mówiąc.
Zaś piękne, złote, faliste słynne na całą wieś futro Psa przypominało obdarty i wytarzany (sic!) łachman włóczęgi i nadawało się do prania. Natychmiast.
Za polami, łąkami, za dwoma pagórkami jest nasze letnie kąpielisko. To zielone na pierwszym planie, to łąka, zwykle podmokła, zamieniająca się latem w kobierzec kwiatów (ten sam, co na moim banerku u góry ekranu :), a to otoczone krzewami i trawami, to jeziorko, które porasta grążelami i jest oazą ptactwa wodnego i rybaków w ciepłe miesiące.
A to białe, to Pan kąpiący Psa. Za pomocą patyka rzucanego do wody.
Ja w bezpiecznej odległości, bo w przemakalnym obuwiu, podziwiam widoki nie słysząc na szczęście ich dialogu.

A tu Pies wystawiony do wiatru.
W celu suszenia odzienia. 




 I jeszcze jedna runda.
Proszę zwrócić uwagę, jak się za Psem kurzy.

 
A teraz po gorzkiej nauczce, czym grozi nieposłuszeństwo "Na moją komendę...

Siad!"

 
Piana na Psim pysku świadczy jedynie, że to pies z rzędu wariat polny, całkiem niegroźny, i że właśnie gnał po horyzont i z powrotem jakieś 50 na godzinę. (Na horyzoncie 3 zdjęcia wstecz widoczne następne niebezpieczeństwo, na szczęście drogą skojarzeń Pies wolał je ominąć)
Na zbliżeniu widać, jak niewiele zdziałała kąpiel, zwłaszcza, że przecież suniemy "drogą pylistą, drogą polną". Żałosny swój stan Pies jednak zdaje się  kompletnie ignorować, bo pysk mu się śmieje, a oczy mówią z satysfakcją: "Widzieliście to? ".

 
No dobrze, może i kąpiemy psa w zimnej wodzie, ale za to zawsze mamy przy sobie Psią wodę pitną.

 
Powrót do domu główną ulicą wsi trwał tak krótko, jak to tylko leżało w możliwościach naszych nóg i łap. Może nie ciągnęliśmy za sobą już tak ostrego alternatywnego zapachu wiosny, niemniej gdyby  jakiś sąsiad zechciał pogłaskać tego ulubieńca naszej ulicy, musiałby to zrobić w gumowych rękawiczkach i w maseczce.
My natomiast dołożyliśmy w ogródku wszelkich starań, przy pomocy kilkunastu konewek z ciepłą wodą i szarego mydła, by móc uczciwie powiedzieć, że Canis non olet :))))
Wszystkich miłośników zwierząt uspokajam - Czesio nie miał nawet najmniejszego kataru ani nie stracił radości życia. Nie sądzę też, by nabrał wstrętu do naszych dalekich wypadów.

Z samego końca wsi
Wasza zawiana
Lewkonia

 





wtorek, 5 kwietnia 2011

Powiem w sekrecie...




Dawno dawno temu, kiedy jeszcze czas płynął pod górkę, a ja nosiłam krótkie plisowane spódniczki odsłaniające wiecznie odrapane kolana i czesałam się w kucyk niekoniecznie wzorowy, należało mieć tajemnice i głęboko skrywane sekrety szeptem powierzane przyjaciółkom w odludnych miejscach.
Najczęściej takim nieco mrocznym i nadającym się do zwierzeń i snucia opowieści miejscem był stary żydowski cmentarz okolony zrujnowanym murem, zarośnięty kłującymi krzewami, z piękną starą akacją na skraju, gdzie w cieniu pochylonych i zapadniętych w ziemię macew na omszałych kamieniach rozkładałyśmy swoje skarby i wtajemniczałyśmy się nawzajem w nasze najskrytsze sekrety.
Tu nadmienię, bo powinnam, że cmentarz ten sąsiadował z naszym osiedlem, i wtapiał się w naszą codzienność, w beztroską dziecięcą fantazję, ale wszyscy wiedzieliśmy, że nie jest miejscem do hucznych zabaw, służył raczej do takich w największej tajemnicy odbywanych włóczęg, chowanek i wywołujących dreszcze emocjonujących opowieści. Tu można było szukać odosobnienia i powzdychać romantycznie, lub wypłakać swoje żale nieszczęśliwej miłości :) W latach późniejszej mej młodości cmentarz ten został pięknie odrestaurowany, otoczony nowym murem i ustanowiony pomnikiem pamięci o Żydach z naszego miasta pomordowanych w czasie wojny, lecz chowanych w zupełne innym miejscu, co upamiętnia postument przy wejściu, gdzie również pobudowano stróżówkę dla stale nim się opiekującego gospodarza.
Tak więc sekrety, tajemnice i zwierzenia były pretekstem do moich pierwszych romantycznych schadzek, i cóż, że dziewczęcych, choć dziś naprawdę nie pojmuję, cóż tak emocjonującego było w tym, że niejaki Bartek z kolegą Jackiem zadarł mi spódniczkę, i oglądał moje fioletowe majteczki, gdy ja nieświadoma tego stałam sobie pod balkonem koleżanki i zaczepiałam jej kotka : ) Albo, że właśnie stałam się posiadaczką najnowszego komiksu z kaczorem i myszką Miki z gumy balonowej. Albo, że na takiej jednej serwetce, jednej z tych, które zbierałam, mam najpiękniejsze kwiatki, ze wszystkich. Albo, że wczoraj po południu pochowałam pod bzem padłą kawkę ( I tu następował opis, jak ją zjadały mrówki, a ja, choć z obrzydzeniem, uratowałam ją od zbezczeszczenia prawie chrześcijańskim rytuałem :))
Kolejnym wzbudzającym wielkie w mym sercu rozczulenie a otoczonym aurą niezwykłości i uniesienia rytuałem było sporządzanie Niebka.
Każda szanująca się "podlotka" takie Niebko posiadać musiała i w tajemnicy przed niepowołanym okiem zachowywała, a odkrycie go i zniszczenie przez chłopców, lub co gorsza - nieprzyjazne zawistne koleżanki - było dramatem osobistym i nie dającą się niczym odkupić zniewagą.
Niebko składało się z samych najświetniejszych i unikatowych skarbów: koralików, kwiatków, złotka z reglamentowanych czekoladek, kapsli z niespotykanymi napisami, liścików i obrazków,  oraz najskrytszych tajemnic zapisywanych (raczej sobie niż światu) ku pamięci, przykrytych z wielkim namaszczeniem najlepiej jakimś kolorowym szkiełkiem.
Ja na przykład miałam taką, wykaligrafowaną i ozdobioną ornamentami z największą starannością: "KOCHAM BARTKA". Oczywiście, że tego samego, którego równocześnie nienawidziłam za podglądanie moich majteczek.
Jak wiadomo miłość i nienawiść leżą w naszych ośrodkach uczuć blisko siebie, zwłaszcza w wieku "trzepakowym", gdy to właśnie pod trzepakiem rodziły się owe na śmierć i życie uczucia.
Wtajemniczano w miejsce zagrzebania owego Niebka tylko serdeczne przyjaciółki, a nawet można było dopuścić je do tych tajemnic mając przy okazji satysfakcję, gdy nasze skarby były cenniejsze od cudzych.
Gdy było odwrotnie duma nie pozwalał tego w żaden sposób zdradzić. Wzajemne zachwyty zaś i westchnienia wszelakie: " och, ojej, o Boże, jakie to piękne" były jak najbardziej wskazane, choćby i nieszczere. Pamiętam dokładnie, jakbym sfotografowała się w tym momencie na jakiejś wewnętrznej kliszy, gdzie swoje "Bartkowe" Niebko z bijącym serduszkiem i a wypiekami na buzi pochowałam..
I tylko nie jestem do końca pewna, czy on miał na imię Bartek :)
Były też specjalne zeszyty ze złotymi myślami i pamiętniki z zasuszonymi kwiatkami. Jeden nawet zachowałam do dziś. I wszystkie te miejsca służyły do posiadania głęboko skrywanych uczuć, westchnień, zapisywania swoich myśli i zachowywania pamięci o zdarzeniach epokowych ( pierwszy pocałunek :) i ludziach w naszym życiu niepowtarzalnych i niezastąpionych w kształtowaniu naszych emocji i samoświadomości ( no, nikt już mnie nigdy tak uroczo nie podglądał w bieliźnie).
Wrzucam parę fotek potwierdzających me słowa, że dawne te dzieje wciąż wzbudzają sentyment, w szczególności zaś ortografia :)

 Beatko, Jarku, Robercie, Bartku, jeśli któreś z Was rozpoznaje swoje bohomazy, pozdrawiam Was starsza o ponad 30 lat, lecz wciąż dziewczyńsko sentymentalna :))) Informuję Was również, iż posiadam już biust i nie mam chudych kolan, choć tak samo odrapane są one i w siniakach, z tym, że od pracy na roli :)

A żeby dopełnić mojego obrazu po latach dla tych, co z mej przeszłości się być może kiedyś wynurzą po latach niebytu i dla tych, co mnie o wyjawienie mych sekretów uprosić się dotąd nie mogły ( Ikuś, Bestyjeczko, no gdybyście po dzisiejszym wciąż nieukontentowane pozostały, to ja Wam reszte kiedyś osobiście ...), wyjawiam, że:
1. Jestem zwolenniczką męskiego modelu przyjaźni: lojalność, wierność, nieskrępowana duperelami szczerość i szybkie się godzenie. Lub wcale.
2. Zbieram pamiątki, gromadzę listy, zachowuję ważne dedykacje, czyli jestem sentymentalna, ale mam przy tym porządek w zbiorach :)
3. Odchudzam się często i namiętnie. Najlepsza wypróbowana dieta -  ŻP. czyli ... jedz połowę :)
4. Ponieważ i tak zaraz się odchudzam, to sobie nie odmówię ciacha. Najlepiej drożdżowe z kruszonką :)
5. Mocno się przywiązuję. Do ludzi zwłaszcza. Jednak potrafię szybko i bez żalu odciąć się od rzeczy i ludzi mnie uzależniających i zatruwających mi życie. Palenie rzucałam za każdym razem z dnia na dzień.
6.Od dziecka lubiłam piesze wędrówki w nieznane. Najsłynniejsza była moja samotna wyprawa "do babci w Aleje" z tobołkiem rajstopek na zmianę, bo się obraziłam na babcię Bronię. Mama śledziła mnie z ciekawości spory kawałek, jak szłam plantami dzielnie przed siebie. Dostałam niezłe manto. Miałam wtedy 3 lata i nie zraziło mnie to do następnych "ucieczek-wycieczek".W ucieczce z przedszkola w średniakach pomagała mi koleżanka. Wtedy, pamiętam jak dziś, gonił mnie zamaskowany zorro  :)
7. Ryczę w kinie bez skrępowania.Zawsze mam chusteczki w torebce.
8. Opieram się przekornie modom i hitom, w liceum chodziłam jak dziwoląg w przerabianych garsonkach babci a' la 40' i kołnierzykach robionych przez prababcię ;)
9. Lubię wszystko robić "po swojemu" i jestem uparta koza. Najlepiej mi jest, gdy coś wyjdzie "na moje"
10.Oszczędzam wodę i prąd, oraz skrupulatnie segreguję śmieci i pouczam innych w tym temacie :)

To tyle :)
Następne sensacje o mnie przy innych okazjach, jeśli nastąpią.  Tymczasem Panią  Wiosnę moją przedstawiam z różnych perspektyw, bo wciąż zmienia oblicza:



Pozdrawiam słonecznie w przerwie wiosennego deszczu :)

Lewkonia