wtorek, 5 kwietnia 2011

Powiem w sekrecie...




Dawno dawno temu, kiedy jeszcze czas płynął pod górkę, a ja nosiłam krótkie plisowane spódniczki odsłaniające wiecznie odrapane kolana i czesałam się w kucyk niekoniecznie wzorowy, należało mieć tajemnice i głęboko skrywane sekrety szeptem powierzane przyjaciółkom w odludnych miejscach.
Najczęściej takim nieco mrocznym i nadającym się do zwierzeń i snucia opowieści miejscem był stary żydowski cmentarz okolony zrujnowanym murem, zarośnięty kłującymi krzewami, z piękną starą akacją na skraju, gdzie w cieniu pochylonych i zapadniętych w ziemię macew na omszałych kamieniach rozkładałyśmy swoje skarby i wtajemniczałyśmy się nawzajem w nasze najskrytsze sekrety.
Tu nadmienię, bo powinnam, że cmentarz ten sąsiadował z naszym osiedlem, i wtapiał się w naszą codzienność, w beztroską dziecięcą fantazję, ale wszyscy wiedzieliśmy, że nie jest miejscem do hucznych zabaw, służył raczej do takich w największej tajemnicy odbywanych włóczęg, chowanek i wywołujących dreszcze emocjonujących opowieści. Tu można było szukać odosobnienia i powzdychać romantycznie, lub wypłakać swoje żale nieszczęśliwej miłości :) W latach późniejszej mej młodości cmentarz ten został pięknie odrestaurowany, otoczony nowym murem i ustanowiony pomnikiem pamięci o Żydach z naszego miasta pomordowanych w czasie wojny, lecz chowanych w zupełne innym miejscu, co upamiętnia postument przy wejściu, gdzie również pobudowano stróżówkę dla stale nim się opiekującego gospodarza.
Tak więc sekrety, tajemnice i zwierzenia były pretekstem do moich pierwszych romantycznych schadzek, i cóż, że dziewczęcych, choć dziś naprawdę nie pojmuję, cóż tak emocjonującego było w tym, że niejaki Bartek z kolegą Jackiem zadarł mi spódniczkę, i oglądał moje fioletowe majteczki, gdy ja nieświadoma tego stałam sobie pod balkonem koleżanki i zaczepiałam jej kotka : ) Albo, że właśnie stałam się posiadaczką najnowszego komiksu z kaczorem i myszką Miki z gumy balonowej. Albo, że na takiej jednej serwetce, jednej z tych, które zbierałam, mam najpiękniejsze kwiatki, ze wszystkich. Albo, że wczoraj po południu pochowałam pod bzem padłą kawkę ( I tu następował opis, jak ją zjadały mrówki, a ja, choć z obrzydzeniem, uratowałam ją od zbezczeszczenia prawie chrześcijańskim rytuałem :))
Kolejnym wzbudzającym wielkie w mym sercu rozczulenie a otoczonym aurą niezwykłości i uniesienia rytuałem było sporządzanie Niebka.
Każda szanująca się "podlotka" takie Niebko posiadać musiała i w tajemnicy przed niepowołanym okiem zachowywała, a odkrycie go i zniszczenie przez chłopców, lub co gorsza - nieprzyjazne zawistne koleżanki - było dramatem osobistym i nie dającą się niczym odkupić zniewagą.
Niebko składało się z samych najświetniejszych i unikatowych skarbów: koralików, kwiatków, złotka z reglamentowanych czekoladek, kapsli z niespotykanymi napisami, liścików i obrazków,  oraz najskrytszych tajemnic zapisywanych (raczej sobie niż światu) ku pamięci, przykrytych z wielkim namaszczeniem najlepiej jakimś kolorowym szkiełkiem.
Ja na przykład miałam taką, wykaligrafowaną i ozdobioną ornamentami z największą starannością: "KOCHAM BARTKA". Oczywiście, że tego samego, którego równocześnie nienawidziłam za podglądanie moich majteczek.
Jak wiadomo miłość i nienawiść leżą w naszych ośrodkach uczuć blisko siebie, zwłaszcza w wieku "trzepakowym", gdy to właśnie pod trzepakiem rodziły się owe na śmierć i życie uczucia.
Wtajemniczano w miejsce zagrzebania owego Niebka tylko serdeczne przyjaciółki, a nawet można było dopuścić je do tych tajemnic mając przy okazji satysfakcję, gdy nasze skarby były cenniejsze od cudzych.
Gdy było odwrotnie duma nie pozwalał tego w żaden sposób zdradzić. Wzajemne zachwyty zaś i westchnienia wszelakie: " och, ojej, o Boże, jakie to piękne" były jak najbardziej wskazane, choćby i nieszczere. Pamiętam dokładnie, jakbym sfotografowała się w tym momencie na jakiejś wewnętrznej kliszy, gdzie swoje "Bartkowe" Niebko z bijącym serduszkiem i a wypiekami na buzi pochowałam..
I tylko nie jestem do końca pewna, czy on miał na imię Bartek :)
Były też specjalne zeszyty ze złotymi myślami i pamiętniki z zasuszonymi kwiatkami. Jeden nawet zachowałam do dziś. I wszystkie te miejsca służyły do posiadania głęboko skrywanych uczuć, westchnień, zapisywania swoich myśli i zachowywania pamięci o zdarzeniach epokowych ( pierwszy pocałunek :) i ludziach w naszym życiu niepowtarzalnych i niezastąpionych w kształtowaniu naszych emocji i samoświadomości ( no, nikt już mnie nigdy tak uroczo nie podglądał w bieliźnie).
Wrzucam parę fotek potwierdzających me słowa, że dawne te dzieje wciąż wzbudzają sentyment, w szczególności zaś ortografia :)

 Beatko, Jarku, Robercie, Bartku, jeśli któreś z Was rozpoznaje swoje bohomazy, pozdrawiam Was starsza o ponad 30 lat, lecz wciąż dziewczyńsko sentymentalna :))) Informuję Was również, iż posiadam już biust i nie mam chudych kolan, choć tak samo odrapane są one i w siniakach, z tym, że od pracy na roli :)

A żeby dopełnić mojego obrazu po latach dla tych, co z mej przeszłości się być może kiedyś wynurzą po latach niebytu i dla tych, co mnie o wyjawienie mych sekretów uprosić się dotąd nie mogły ( Ikuś, Bestyjeczko, no gdybyście po dzisiejszym wciąż nieukontentowane pozostały, to ja Wam reszte kiedyś osobiście ...), wyjawiam, że:
1. Jestem zwolenniczką męskiego modelu przyjaźni: lojalność, wierność, nieskrępowana duperelami szczerość i szybkie się godzenie. Lub wcale.
2. Zbieram pamiątki, gromadzę listy, zachowuję ważne dedykacje, czyli jestem sentymentalna, ale mam przy tym porządek w zbiorach :)
3. Odchudzam się często i namiętnie. Najlepsza wypróbowana dieta -  ŻP. czyli ... jedz połowę :)
4. Ponieważ i tak zaraz się odchudzam, to sobie nie odmówię ciacha. Najlepiej drożdżowe z kruszonką :)
5. Mocno się przywiązuję. Do ludzi zwłaszcza. Jednak potrafię szybko i bez żalu odciąć się od rzeczy i ludzi mnie uzależniających i zatruwających mi życie. Palenie rzucałam za każdym razem z dnia na dzień.
6.Od dziecka lubiłam piesze wędrówki w nieznane. Najsłynniejsza była moja samotna wyprawa "do babci w Aleje" z tobołkiem rajstopek na zmianę, bo się obraziłam na babcię Bronię. Mama śledziła mnie z ciekawości spory kawałek, jak szłam plantami dzielnie przed siebie. Dostałam niezłe manto. Miałam wtedy 3 lata i nie zraziło mnie to do następnych "ucieczek-wycieczek".W ucieczce z przedszkola w średniakach pomagała mi koleżanka. Wtedy, pamiętam jak dziś, gonił mnie zamaskowany zorro  :)
7. Ryczę w kinie bez skrępowania.Zawsze mam chusteczki w torebce.
8. Opieram się przekornie modom i hitom, w liceum chodziłam jak dziwoląg w przerabianych garsonkach babci a' la 40' i kołnierzykach robionych przez prababcię ;)
9. Lubię wszystko robić "po swojemu" i jestem uparta koza. Najlepiej mi jest, gdy coś wyjdzie "na moje"
10.Oszczędzam wodę i prąd, oraz skrupulatnie segreguję śmieci i pouczam innych w tym temacie :)

To tyle :)
Następne sensacje o mnie przy innych okazjach, jeśli nastąpią.  Tymczasem Panią  Wiosnę moją przedstawiam z różnych perspektyw, bo wciąż zmienia oblicza:



Pozdrawiam słonecznie w przerwie wiosennego deszczu :)

Lewkonia

9 komentarzy:

  1. wowc rozmarzylam sie.kiedy to ja taka bylam.bawilam sie na budowie na moim osiedlu(nowewybudowane)kopalismy doly na 3 metry mstko boska gdzie nas moglo zasypac.
    zawsze bylam chlopczyca pilka,guma.rower.sentymentaloosc przyszla z czasem.nestety nie mam zadnego pamietnika ,hehe dwa wyladowaly w piecu a zeszty wpisowe gdzie w pozodze przeprowadzek.a szkoda.podziwiam cie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wyjawienie swoich tajemnic :) i wspomnień. Pozwoliłam sobie powiększyć zdjęcia z wpisami i je przeczytać, wpis Sarny taki autentyczny, taki prawdziwy, zapisałam go sobie :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam z uśmiechem na ustach- tak, takie czasy pamięta każda kobieta i każda kobieta w wieku 15 lat ma takie same problemy (no może z ciut większym lub ciut mniejszym nasileniem), a co do odchudzania- jak sobie z tych kawałków co zamieściłaś na blogu, poskładam obraz Ciebie to uważam że nie ma z czego..... a i wiosenne zdjęcia śliczne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Lewkoniu :0 To ja - Dorota :)) Czekaja na Ciebie u mnie koroneczka i poszewka... o której chyba zapomniałas :)). Przepraszam , że tutaj pisze ale za Chiny nie udaje mi sie dzisiaj wysłac meila z mojej poczty. Przepraszam. Dorota

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja powiem w sekrecie, że... bardzo lubię Twoje posty, Twój sposób pisania i widzenia świata! Zawsze czekam na jeszcze :)
    Ku pamięci (względnie Kupa mięci...) - M.
    P.S. A "łamane dzieci" (o losie, jak to wygląda źle takie wyrwane z kontekstu) z mojego posta to rzeczywiście dzieci ze związków mieszanych :)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj i ja mam takie pamiętniki, przeróżne pamiątki, listy i kartki. Wszystko schowane, uporządkowane i bardzo sentymentalne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj. Pamiętniki z dzieciństwa, gdzieś je mam. Przyznać jednak muszę, że nigdy do nich nie zaglądałam. Muszę to koniecznie nadrobić. Dzięki za inspirację. Jeśli chodzi o 10 sekretów to muszę Ci powiedzieć, że kilka mamy wspólnych.

    OdpowiedzUsuń
  8. Opis cmentarza od razu przypomniał mi książkę Neila Gaimana "Księga cmentarna". Świetna historia i klimacik podobny do tego, który opisałaś. Jeśli lubisz fantastykę to polecam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiem, wiem, czas na wszelkie odpowiedzi już minął, niemniej dziękuję za komentarze i cieszę się,że obudziłam w Was wesołe skojarzenia i sentymenty.
    Za podpowiedź tytułu książki serdecznie dziękuję:) Sprawdzę na pewno, jeśli nie mnie, to moim synom, na pewno przypadnie do gustu:)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń