sobota, 30 października 2010

Z półki: Dzieciństwo







Nasze Dzieci już nie znają Pana Falczaka z "Przekroju", ani nie przepadały za Psem Ferdynandem,  ale Słoń Dominik był najpierw moją, a potem ich jedną z  ulubionych
książek i postaci.
W wersji animowanej doskonali aktorzy podkładający głosy: min Ludwik Benoit, Irena Kwiatkowska, Wiesław Michnikowski, Danuta Przesmycka, Krystyna Sienkiewicz.
Świat,  który powoli już zaczyna być przeszłością, wspomnieniem, tęsknotą.
Bo te głosy też milkną. Na szczęście są nagrania, archiwa, dvd.
O takich książeczkach, wciąż stojących na półce w pokoju dorosłego syna, będę sobie czasem wspominać.

W każdym razie, mimo, iż ich autorzy odchodzą, one nie stracą ani uroku, ani mądrości.
I wychowawczych walorów, jakie przede wszystkim miały mieć książki, 
które dostawałam od Mamy.
Moim wnukom na pewno przekażę.

Po drodze były często w rękach innych dzieci, moich wychowanków, dzieci znajomych.
i mimo że tu i ówdzie brudna łapka odcisnęła swój ślad, a tam gdzieś kapnęła zupka, bo  niejadki tylko z Dominikiem dawały dzielnie radę pomidorowej, róg lekko nadszarpnięty, a grzbiet już woła o dobrego lekarza, jakość i estetyka książek z Naszej Księgarni była zawsze i pod każdym względem doskonała. Także tym pedagogicznym.

Z sentymentem i uśmiechem wzięłam dziś do ręki tę książkę, bardzo, bardzo jej wdzięczna za piękne dzieciństwo.
I gdy jutro, pojutrze, zapalę lampkę na czyimś grobie, będzie to też wspomnienie o jednym z tych, którzy mnie ukształtowali na dobrego wrażliwego człowieka - o Ludwiku Jerzym Kernie.

http://www.youtube.com/watch?v=z0CLwp_EKZg

Wasza
Lewkonia

czwartek, 28 października 2010


Już od wczoraj napływają do mnie przypomnienia, iż dziś  

                           Dzień Odpoczynku Dla Zszarganych Nerwów.

Czyli co? Mamy czekać CAŁY ROK, by naszym drogim zszarganym nerwom dać urlop i uzasadnione usprawiedliwienie, że dziś:

- nie dajemy się wyprowadzić z równowagi irytującym współpracownikom
- nie reagujemy na zaczepki tych, co chcą nam dokopać za wszelką cenę
- nie przejmujemy się, że w portfelu widać dno
- nie zachodzimy w głowę, co ugotować, by zadowolić podniebienia reszty rodziny
- nie zabijamy się, by w domu lśniło, jakby jutro była co najmniej Wigilia
- nie przejmujemy na siebie wszystkich problemów innych, by ich odciążyć, bo tak bardzo kochamy
- nie obwiniamy się za wszystko, bo tak łatwiej "zagładzić" konflikty
- nie zawracamy sobie głowy polityką, a jeszcze bardziej politykami i ich wizją uszczęśliwiania nas na siłę

za to :
- wychodzimy z domu zostawiając kartkę: "Jak wrócę, to będę"
- idziemy wolno przed siebie pogwizdując i wymachując torebką, właściwie w nieokreślonym kierunku,
  byle  po drodze była jakaś drogeria, gdzie...
- kupujemy maseczkę odprężającą lub/i pachnące "małe słodkie coś do kąpieli"
- zbieramy żołędzie i liście dla ich urody, bezwiednie wykonując parę skłonów i przysiadów, ćwicząc stawy
- oddychamy głęboko, szeroko rozkładając ręce, najlepiej gdzieś wśród drzew, i nawet, jak się ktoś gapi
- obejmujemy drzewo, nawet, jak pada deszcz a wiatr rozwiewa nam misterną fryzurę
- podrzucamy liście, kopiemy, szuramy, wykonujemy dziki taniec radości, zwłaszcza, gdy się ktoś gapi , i ...
  śmiejemy  się na głos
- wracamy szybkim marszem do domu szczęśliwe, mokre, z liśćmi we włosach, w kapturze i torebce
- na zdziwione spojrzenia odpowiadamy szerokim uśmiechem a oczy nam się skrzą
- na pytania w rodzaju: "Czy jest coś do jedzenia" odpowiadamy "owszem" i tu podajemy
  azymut  na lodówkę w naszym mieszkaniu lub adres najbliższego sklepu
- wyłączamy telewizor, mimo protestów kolegi małżonka, ewentualnie syna -
  zapalonego piłkarza,  a akurat leci mecz :))
- włączamy muzyczkę, udając,że nie słyszymy żadnych krzyków, a na wściekłe spojrzenia
   po prostu  gwiżdżemy z lekceważącym uśmieszkiem
-zajmujemy najwygodniejszy fotel, zrzucając przedtem z niego któregoś z kibiców i prosimy męża :
 "Pomasuj   mi stopy". Syna zaś o przepyszną herbatkę.  Najlepiej z konfiturą z truskawek
  (którą Oni też  uwielbiają.)
  Najlepiej od razu cały dzbanek.  Najlepiej z niezdrowym cukrem.. I może jeszcze
  z ciasteczkiem na  spodeczku
- posyłamy naburmuszone potomstwo po "Człowieku, nie irytuj się"
- prosimy, by mąż nie przestawał masować nam stóp, mimo niedogodnej pozycji,
  z jakiej musi rzucać kostką.
  Póki nie wygramy.

A gdy już pora będzie na przygotowania do snu, otaczamy się takimi dźwiękami:


http://www.youtube.com/watch?v=wCbWKZpfXek&p=D2F2B2E6B368A058&playnext=1&index=42

I do tego koniecznie ......

... kąpiel z pianką, przytłumione ciepłe światełko, ulubiony zapach , lampka winka, masaż karku, wiadomo...   mrrrrrr.... Nie przeszkadzać!!!

Tylko.... dlaczego mamy nie robić tego CAŁY ROK bez wielkich tłumaczeń i czynionych sobie wyrzutów!
Kobiety, dbajmy o nasze nerwy codziennie!
Wyłączajmy choć na kwadrans wszelkie wewnętrzne alarmy, ignorujmy złe pomruki emitowane przez Wielce Ważnych Osobników, eliminujmy hałas i toksyczne towarzystwo, lekceważmy humorki otoczenia, prychajmy z niewinnie wydętymi usteczkami na tupiące ze złości i zaciskające piąstki babiszony, pokazujmy język mądralom, chcącym nam "pokazać", i nie bierzmy sobie do serca złych słów wypowiedzianych przez złych ludzi.
Za radą mojej drogiej koleżanki Basi, powtarzam sobie od lat:
 "Popatrz, kto to mówi. Pomyśl, czy warto..."
CODZIENNIE!

A więc miejmy codziennie coś dla siebie, ujęte w piękne ramy  "specjalnie dla mnie dziś...". Niech to będzie drobiazg,  chwilka,  rytuał o zwykłej porze.
I niech nasi najbliżsi włączają się w to, choćby mieli się jedynie usunąć z zasięgu naszego wzroku.
Niech są tego świadomi, dlaczego mają chodzić na paluszkach, masować stópki, robić herbatkę, wszystko na nasze skinienie. Przez moment, każdego dnia róbmy z siebie Księżniczki
Niech wszyscy wiedzą, że teraz, w tej chwili, jak co dzień  Leczymy Zszargane Nerwy.
Zszarpane troskami, pracą i jej skutkami, brakiem czasu, hałasem, rozciąganiem doby we wszystkie strony, by obskoczyć wszelkie nasze obowiązki, dogadzaniem innym i dbaniem o każdą sferę życia rodzinnego w szerszym znaczeniu.
No to jak będzie? Szanujemy się?

P.S. Przepisy na domowe maseczki za grosik, na te chwile tylko dla siebie, podam innym razem.

P.S. Beatko, jak ja bym chciała mieć czym tak antystresowo ćwiczyć paluszki....
       Tłuściutkim plikiem stóweczek $: )

Wasza
Lewkonia  :)

wtorek, 26 października 2010

Pretekst

Gościu drogi!
By te słowa tu paść mogły, znalazłam sobie niezłą wymówkę.
W każdym razie nie tak całkiem egoistyczną, jak się wydać może.


By móc pobawić się techniką, nauczyć czegoś nowego, wygonić czasem potomstwo od komputera - założę bloga.

Nie, by być podziwianą, nowoczesną, lepszą w czyichś oczach. O, nie.
Założę bloga z babskiej ciekawości.
A skoro tak, skoro zaistnieje... musi mieć jakiś sens, choćby krótkotrwały, przelotny.

Od roku towarzyszę kilku Kobietom w ich działaniach, podziwiam nieprzeciętne zdolności, uczę się i zasięgam rad, ogrzewam się ciepłem ich domów, w wolnych chwilach z nimi zagadam, podzielę ich troski, o swoich pomarudzę. I właściwe wystarcza mi to.

Mam ciekawy i pochłaniający mnóstwo czasu, wymagający zaangażowania i mnóstwo serca zawód, być może dla niektórych godny pogardy, ale ja w nim czuję się odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu i tego niewymuszone dowody otrzymuję każdego dnia spędzonego z moimi uczniami, a nawet, gdy się nie widzimy, nawet, gdy mam od nich wolne.
Mam masę obowiązków, jak każda mama, żona, córka i pani domu, tudzież psa z ogrodem :)
Każda Kobieta pełniąca choćby tylko takie podstawowe funkcje wie, jak są czasochłonne, jak się w nich można "spełniać" codziennie, choćby się dość miało.
A jeśli jeszcze dodać choćby kwadrans  na książkę,  pól godzinki na lekturę w sieci, króciutkie ploteczki z przyjaciółką przez telefon, spacer z psem, czy kurs "czegośtam" raz na parę dni, to kilka chwil tylko dla siebie, dla robienia rzeczy niepotrzebnych, takich zachcianek, jak choćby pisanie, znajdzie się raczej ... około północy.
I tych kilka Kobiet, którym ten blog dedykuję, wie, że prawdę powiadam. I że listy ode mnie przychodzą w porze przedziwnej nieraz. Gdzieś między drugą o trzecią fazą snu. Jeszcze nie świta, ale już jest jutro.
A nieraz świta już :)
Więc musi być naprawdę głębszy sens tego, że to miejsce zaistniało. I cel jakiś wyższy, poza moimi technicznymi wprawkami.
I po długim namyśle uznałam, że Kobietom mym je poświęcę, z wdzięczności za każdą chwilę, która nas w jakiś niewytłumaczalny sposób zbliża i wzbogaca, z wdzięczności za czas mi poświęcony,  a czasem wręcz życia kawał.
Kobietom, które odwiedzam od zaledwie roku, a ścieżki do których  Gość drogi  znajdzie tu, na tej stronie.
Ale i tym, a może w pierwszym rzędzie tym, które znam - a one mnie - od urodzenia:  Mamie, Ciociom, Kuzynkom.
Wszystkim tym, które spotkałam niegdyś w życiu i zostały przy mnie bez względu na moje wady i zalety - Przyjaciółkom, tym, które naszą przyjaźń nazywają archipelagiem dusz pokrewnych, i tym, które nie określają jej wcale,  ale  ... są nim.
I wreszcie ... moim  Drogim Nauczycielkom.
Chyba nie muszę tłumaczyć, czemu. 

Tak więc każdemu, kto zechce przysiąść w fotelu  w wolnej chwili z tą lekturą i filiżanką herbatki, zapowiadam, że będzie to rzecz dla Kobiet i z myślą o nich, powstała zupełnie niechcący, może nawet nie całkiem na poważnie.
I nawet, jeśli będzie to mężczyzna, niech przymknie oko na ten fakt .
I moje potknięcia.


Wasza

Lewkonia