wtorek, 18 stycznia 2011

Clair de lune



Własny biorytm to za mało, by się poczuć panem swojego ciała i umysłu.
Jestem tego najlepszym przykładem.
Zamiast głowy przytwierdzony mam barometr wodzący mnie za nos zgodnie ze słupkiem rtęci to w górę, to w dół. To się nazywa meteopatia. Czasami przybiera ona monstrualną formę psychometeopatii.
Wtedy naprawdę nie nadaję się do współżycia ze społeczeństwem. Ja mu wtedy normalnie zagrażam.
Globusy, apatie, doły i napady euforii - to dla mnie normalka. Jeśli dołożyć do tego skaczące ostatnio moje osobiste ciśnienie, to jakbym składała się z kilku zupełnie różnych osób, w zależności od pogody i tego tam ... frontu atmosferycznego.
I ja z tym wszystkim muszę żyć!
Ja nawet próbowałam się bliżej dowiedzieć, cóż to są te niże i wyże i dlaczego akurat na mnie się wszystko skrupia, ale wciąż mi się miesza. Bo niż z północy z wiatrem z zachodu to jedno, a wyż ze wschodu z wiatrem z południa... ech... Wiem jedno, jestem kogucik na dachu, żeby nie powiedzieć- chorągiewka. Do tego z wiatraczkiem w ... głowie.
Ale jak już mnie tak skonstruowano przed wypuszczeniem na rynek, to jakoś sobie radzić muszę. Bozi reklamacji składać  nie wypada.  Zacinam się więc, rzężę, skrzypię, zdycha mi czasem akumulator, bywa, że moje podzespoły całkowicie odmawiają sobie współpracy, ale się jakoś telepię.
Bateryjki sobie wymieniam częściej, niż inne egzemplarze, naoliwiam się (no, oliwka dla niemowląt taka, hm :), regeneruję ośrodek główkowania zabójczą dla innych dawką ciszy, face lifting zaś za pomocą owsianki odstawiam, co podnoi ogólnie morale całej reszty mnie i przede wszystkim: pozwalam sobie źle się czuć nie mając sobie za złe.
Jeszcze by tego brakowało, gdybym się nad sobą pastwiła majtając sobie przed nosem listą obowiązków zaniedbanych w związku z trzydniową migreną, czy jakimś załamankiem.
Żadnych  wyrzutów i poczucia winy. Absolutnie!
Świat się nie zawali.
I niech się Świat w ogóle cieszy, że mnie ma, niech potulnie czeka i transparent powitalny trzyma w pogotowiu .
Ale fanfary, to raczej nie. Jeszcze mnie znowu głowa rozboli.

Więc jak już znów zdolna jestem do podjęcia wszelkich funkcji mych życiowych, radością i energią tryskać na nowo zamierzam, przy czym Dorota G. mnie w przeczuciu lepszych warunków na drogach krajowych tudzież w powietrzu wokół się unoszącem utwierdza, wychodzę wieczorem z ulgą w pole, głowę zadzieram i .... TYLKO NIE TO!!!
Bo cóż oczęta me widzą?
Nie, nie gwiazd miliony skrzące się na nieba atłasie.
ŁYSEGO widzę!
Tego, co mi każe w nocy łazić do kuchni i wyjadać z szafek krakersy.
Albo sprawia, że mi się ondulacja na głowie nie trzyma, choć jak raz do dobrego fryzjera poszłam.
Lub też przyczynia się do tego, iż w żadne spodnie nie wejdę bez walki, choćbym trzy dni pościła.
Taaak. Ten łobuz, to nasz jedyny Księzyc i satelita zarazem..
Wyboru nie mamy.Taki nam się trafił, co nami i naszym życiem manipuluje zdalnie .
Chcesz skutecznie schudnąć? Rzucić palenie? Zasadzić roślinkę? Wyrwać (brrr) ząbek?
Masz ochotę na  przejażdżkę autem? Nowy kolor włosów? Skopanie ogródka? Babkę z 12 jaj?
Zapytaj o zdanie Łysego.
Bez jego opinii i przyzwolenia nie waż się powyższych i tysiąca innych działań podejmować.
Kup sobie kalendarz księżycowy i działaj zgodnie ze wskazówkami, a Ci urośnie, zmaleje, wyjdzie i wzejdzie co tylko zechcesz.
Nikt nie jest panem  samego siebie - nie zahaczając już w ogóle o żadne świętości duchowe - wszystkim wokół zarządza Pani Prezes NATURA, i  Łysy - jej general manager.

I miej sobie jakie chcesz swoje nędzne wykresiki przepowiedzianych osobistych sukcesów i dołków - jak przyjdzie niż, albo pełnia, a do tego zawieje od morza -  masz przechlapane. Tzn ja mam na pewno.
I wróżka z najlepszym tarotem wysiada.

Studiuję dziś odpowiednią prasę w temat się zagłębiając coraz bardziej, po stronach www księżycowych chodzę i poszukuję odpowiednich zabiegów i zajęć na najbliższe dni.
Żeby mi się czasem hormony nie rozbujały, emocje nie wykipiały a energia mnie nie rozniosła, jak to w pełni bywa.
Toteż z racji tego, że można już coś posiać, założę sobie (ale tylko dziś czyli 18.01) rozsadnik na letnie kwiatki, co to je mam od zeszłej wiosny, bo za późno pomyślałam.
A po 26 posieję np selera i pora.
Od  dziś można uznać, że jest już pełnia, która potrwa do czwartku, wiec raczej zaleca się spokojność wszelką i nie podejmowanie ryzykownych działań z rozmachem, więc chyba raczej poczytam, zamiast piec i włos farbować, bo mi znowu platynowy blond rudym podejdzie.
Latem można by zbierać zioła po zmierzchu. Są wtedy najlepsze.
Zimą w noc pełni  zostaje nam ciepła kołderka, dobra lektura i amory. (tak piszą uczeni, nie żebym namawiała, bo mnie kto jeszcze jako chrzestną matkę do odpowiedzialności pociągnie)
Panie, którym się udało owocnie 9 miesięcy temu noc upojną podsumować, będą w czasie pełni bardziej skłonne Światu nowego obywatela przysporzyć, niż dwa dni wcześniej chociażby.

Jak dla mnie  najlepsze zacznie się po 20.01.( i tak 13 dni:)
Będę mogła jeść zieleninę i korzonki, wodą popijając, bez odczuwania napadów głodu.
Wejdę na wagę i odnotuję 2 kg mniej, ot tak. Entuzjastycznie podejdę do wizyty u  dentysty, jakby to był jakiś seans terapeutyczny, a koleżanki od nordic walking'u będą za mną ledwo przebierać nóżkami z jęzorkami na wierzchu, błagając o postój pod hurtownią napojów...(takie fajne miejsce na trasie)
Bo nie dość, że będę miała Łysego po swojej stronie, to mi jeszcze mój osobisty biorytm mówi, że fizycznie i intelektualnie i w ogóle szczytuję, proszę Państwa -.99, 78, 99 ! HA! :)))))
Chciałabym mieć takie wymiary. No może środkowy o dychę mniej.

Tymczasem wyglądam przez okno, żeby Wam opisać dzisiejszy księżyc, ale się schował za chmurki aktualnie.
Bo księżyc prócz wszystkich swych zadań w przyrodzie - to dla mnie na dodatek cudne pole do imaginacji!
Zwłaszcza z Debussym w duecie.
Czyż nie?

Tak więc Naturze uległość zalecając, udaję się na spoczynek nie żądając zbyt wiele od Matki Natury.
Wiosna przyjdzie, jak Ona pozwoli, a przyroda gotowa będzie.
A schudnę, jak się wczuję w fazy Księżyca.
(Lub też jak mi zaspawają lodówkę)


Wasza
upojona księżycową ciszą w Muzyce

Lewkonia :)))

4 komentarze:

  1. Z pewnością to jego sprawka, a mąż nie powinien się w tych dniach wychylać :)
    Ale księżyc w pełni sprzyja też wylewnemu godzeniu się :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmmm masz rację, jesteśmy tylko małą cząsteczką natury a nie jej panami, ja też jestem ociupinkę meteopatką, przy niskim ciśnieniu atmosferycznym łeb mnie boli i dlatego nigdy nie słucham prognozy pogody, jak łeb nie wie że jutro ma boleć to może nie zauważy;), choć najczęściej niestety zauważa

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam śpię przy pełni..głowa mnie boli wtedy gdy jest mi tak wygodnie;))Cieszę się, że nie jestem meteopatką, ale do fryzjera chodzę tylko po konsultacji z koleżanką, która MA kalendarz księżycowy;):D:D Pozdrawiam i życzę 'słupka rtęci" w górę;):D

    OdpowiedzUsuń
  4. He, He, lejdiku, stary dobry numer :))))))
    Fryzjer - coś jednak jest na rzeczy :)))

    OdpowiedzUsuń