Wiem, bo choć nie pisuję, to w (nielicznych) wolnych chwilkach czytam, że niejedna już z Was skapitulowała pod kocykiem przy herbacie, coraz mniej się ruszacie, nochale marzną i łapki, ciacha się pieką, lenistwo słodkie szerzy... więc Was wyciągam na jeszcze jeden spacer na słonko :))))) Ruszamy !
Kaszuby ( Kaszëbë )już nieraz przecinaliśmy w podróżach, podziwiając piękne widoki i obiecując sobie, że kiedyś nie tylko Gdańsk, ale i Pojezierze Kaszubskie spenetrujemy.
Jeden dzień, ba, nawet tydzień, to za mało, by zobaczyć Wszystko_Co_Trzeba, a i w tym poście zmieszczę cząstkę ledwo wrażeń i wzruszeń, których doznaliśmy.
Jadąc z Mikoszewa zmierzaliśmy przez Żukowo do Kartuz, uznanych za stolicę Kaszub, choć różne są w tej kwestii zdania. W okolicy Borowa zboczyliśmy z głównej trasy, by krętymi i wąskimi leśnymi drogami dotrzeć do Jaru Raduni. Jest tam miejscami tak wąsko, że gdyby z naprzeciwka nadjechał inny pojazd, któryś musiałby na wstecznym pokonać całą drogę kilku kilometrów, by się jakoś bezkolizyjnie wyminąć :)
Autko nasze, to nie żaden wypasiony terenowiec, zwykła sobie Kropka, w dodatku w babskim czerwonym kolorze, ale tkwi w nim taki duch włóczykija, jak we właścicielce :) Nie boi się żadnego Babiego Dołu, na którym można zgubić koło, złamać resor, czy dostać błotem po masce :) Za widok Pani siedzącej na jakimś chybotliwym konarze tuż nad rwącym biegiem rzeczki oddałoby swoje nowe alufelgi :)
Oto Pani...
a to konary, na które o mało się nie wdrapała :)
Pozornie niewinny nurt za parę metrów nabiera pędu i głębi, woda mętnieje, jar ciemnieje i choć tu na przeszkodzie leżą powalone drzewa, a tam woda kotłuje się i pieni niczym w Dunajcu, nie brakuje śmiałków pokonujących tę trasę kajakami :).Jar Raduni jest rezerwatem przyrody, pięknym i malowniczym. By go wam przybliżyć i uzupełnić moją skromną dokumentację, podrzucam poniższy piękny opis. Zajrzyjcie tam koniecznie, zapuście się w las i posłuchajcie, jak ta woda gada, gada, gada ...Najlepiej jednak będąc w okolicy porzućcie auto i powędrujcie z nurtem, solidnie obuci.
Nasyceni widokami i aromatami lasu, ubłoceni i pożarci żywcem przez komary, wróciliśmy do cywilizacji. W Kartuzach zajrzeliśmy do Muzeum Ziemi Kaszubskiej, mając na uwadze, że do skansenu kaszubskiego we Wdzydzach tym razem nie dojedziemy, a chcieliśmy nieco kultury i tradycji regionu zażyć.
Obok licznych sprzętów mnóstwo tu informacji o codziennym życiu Kaszubów w dawnych czasach. Dowiedziałam się np. jaki posag mnie niestety ominął :)
A to łóżeczko wzbudziło szczególny mój zachwyt, choć musiało być niezbyt wygodne.
Celem dalszej wyprawy był Szymbark. Miejsce, o którym wiedziałam, że warte zwiedzenia choćby ze względu na Dom na głowie. Przy okazji chciałam także odszukać inne obiekty znajdujące się w okolicy, a związane z historią regionu i kraju. Jak się okazało, wszystko, czego szukaliśmy, znaleźliśmy w jednym miejscu - centrum edukacji i promocji regionu. Znajduje się ono mniej więcej na poziomie szczytu Wieżycy, najwyższego wzniesienia w okolicy, z wieżą widokową i licznymi ścieżkami przyrodniczymi. Dotrzeć tam można pieszo szlakiem lub asfaltową drogą autem.
Nie opiszę wszystkiego, bo po pierwsze zbyt wiele jest do opisania, a poza tym to trzeba samemu zobaczyć i przeżyć. W skrócie można wyrazić się jednym zdaniem: Szymbark, to kawał polskiej i kaszubskiej historii splecionej z sobą nierozerwalnie, opowiedzianej niezwykle wzruszająco i obrazowo, popartej niespotykanymi eksponatami, uczącej i wywołującej dreszcze emocji, pełnej zaskoczeń i nie pozbawionej humoru. Ale jednak w ogólnym wrażeniu pozostająca w pamięci nie dzięki tym weselszym, lecz tym poważnym momentom.
Począwszy od niezwykłej fontanny i jej symboliki....
...poprzez dom Sybiraka....
...historię zesłań na Sybir....
... czy ślady tułaczki Kaszubów po całym świecie, której doznało tak wielu Polaków.....
... po pełen symboli i pamięci niezwykły kościółek...
...i bibliotekę Sybiraków, na której widnieje chwytający za serce napis: "Jam dwór polski"...
... na każdym kroku, w przepięknej aranżacji architektonicznej i roślinnej poddawani są zwiedzający takiego rodzaju niezwykłym przeżyciom, jakich nie spodziewaliby się w środku lasu, w sercu wakacyjno-turystycznego regionu.
Bo w zasadzie od poszukiwania tego domu zaczęła się ta przygoda...
A "dzięki" temu, że nie spodziewaliśmy się takiego rozmachu przedsięwzięcia i takich wzruszeń, zapamiętamy to miejsce jako magiczne, bogate w barwną narrację przewodnika widowisko. Miejsce, dokąd warto pojechać nie tylko, by zobaczyć najdłuższą deskę świata i doznać niewytłumaczalnego syndromu "paru głębszych" występującego ( nawet u dzieci) ledwo po przekroczeniu progu domu dachem w dół, lecz by przekonać się, że ojczyzna jest wszędzie tam, gdzie inni myślą i czują podobnie. Choć gwarą mówią tak:
A żeby letni nastrój i pogodę ducha wbrew niepogodzie jesiennej w Was utrwalić, dorzucam parę sielskich widoczków.
Z pozdrowieniami
Wasza
Lewkonia :)
AAAAAAAA..I ZNÓW MNIE ZACHWYCA TWÓJ BANEREK:)))
OdpowiedzUsuńa ja tam bylam miod i wino pilam heheheh bo sie tam urodzilam. ;) moja rodzina tez miala byc wywioeziona na sybir ale naszczescie trafili na podlasie bo po ruskiej stronie niechcili ich przyjac .
OdpowiedzUsuńOj, oj, oj, ale wyprawa! żal serducho ściska, że sie nie było w tych miejscach, tak pięknie przez Ciebie Lewciu opisanych :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że zostały wspomnienia i zdjęcia! pokazuj je nam częściej, zwłaszcza gdy mgławicowa panna za oknem ;)
Buziolki
Przyznam, że na tę część Waszej wyprawy czekałam najbardziej i się wzruszyłam widząc znane rejony, łóżko, takie samo, jakie stało w domu mojego dziadka, kaszubskie wzory, słysząc tekst, którego dziadek mnie uczył... o mamo! ja chcę na Kaszuby!!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Kochana :)