Od dwóch dni jestem wyższa o parę centymetrów poprzez tortury wydłużenia szyi, samej sobie zresztą zadane.
Nabyłam też umiejętność kilkugodzinnego stania na czubkach palców stóp bez puent (i bez czucia w tych stopach), z równoczesnym kręceniem biodrami, co niesamowicie wyostrza zmysł równowagi - polecam niezrównoważonym :)
Jednocześnie pracując nad mięśniami ramion i wytrzymałością stawów paliczków dorabiałam się kolejnych wiązek kurzych łapek, na dodatek skurczu szczęki napiętej w notorycznym uśmiechu od ucha do ucha.
Nabyłam też umiejętność kilkugodzinnego stania na czubkach palców stóp bez puent (i bez czucia w tych stopach), z równoczesnym kręceniem biodrami, co niesamowicie wyostrza zmysł równowagi - polecam niezrównoważonym :)
Jednocześnie pracując nad mięśniami ramion i wytrzymałością stawów paliczków dorabiałam się kolejnych wiązek kurzych łapek, na dodatek skurczu szczęki napiętej w notorycznym uśmiechu od ucha do ucha.
A wszystko to zawdzięczam Basi.
Jestem jej tak wierna, że mogłabym to dla niej robić co wieczór.
Gdyby tylko Ona mogła dla mnie co wieczór.....
Co mi tam nadwyrężone ścięgno w barku, sztywność pleców, pokopane kostki, zwichnięta szyja, ból głowy rano i łomot w uszach "po". Że nie wspomnę o podniesionym ciśnieniu.
Ale ja takie akurat ciśnienie uwielbiam mieć!
(a teraz koniecznie załóż słuchawki, przymknij oko, Kochanie, i wróć ze mną TAM , right now!!!!)
("O matko!!!" - to mój ledwo żywy głosik :)
Czy teraz wszystko jasne?
(a teraz koniecznie załóż słuchawki, przymknij oko, Kochanie, i wróć ze mną TAM , right now!!!!)
("O matko!!!" - to mój ledwo żywy głosik :)
Czy teraz wszystko jasne?
TAK!!!!!! O TAK!!!!
Proszę szanownych Gości, miałam zaszczyt ponadwyrężać sobie to i tamto na wspaniałym, magicznym, niezapomnianym i co najważniejsze -Wymarzonym i pierwszym moim koncercie BASI na żywo.
Toteż mimo wszelkich przeszkód i trudów, jakie pokonać trzeba było, by Wam nieco atmosferę tego koncertu przybliżyć, mimo nadciągających burz, telepiącego mną szczęścia i niespokojnych nóżek, co samby (czy swingu, lub rumby) chciały rozpaczliwie, zarejestrowałam powyższe i inne jeszcze nagrania, czym z pewnością łamię jakieś prawo, ale robię to z wielkiego podziwu i wdzięczności dla Basi :)
cyt.: "Basieńka, ach, jak ja lubię jak na mnie mówią Basieńka "
cyt.: "Basieńka, ach, jak ja lubię jak na mnie mówią Basieńka "
Kim jest, pisać chyba nie muszę.
A Kim jest dla mnie?
Taką właśnie Kobietą, której wiele zawdzięczam i którą podziwiam, jedną z tych, dzięki którym istnieje Muzyka, ta przez wielkie M, ta, której słuchać mogłabym wieczność, ta z wysokiej półki, dla której w swojej małości trzeba i warto wyciągnąć się na palcach.
Jest zdrowym przykładem na to, co naprawdę znaczy być gwiazdą. Jest artystką, której słowo "gwiazda" nic a nic nie zaszkodzi, bo choć za swoją tę wmurowaną w Opolu jest rodakom bardzo wdzięczna, to nie o wyróżnienia i nagrody zabiega, lecz o poziom swojej sztuki. Rzadko u nas zdobywa wyróżnienia, nie wygrywa plebiscytów "naj z naj", a od lat ma tę samą i nową wciąż rzeszę wielbicieli talentu, choć może nie są to tak popularne rytmy jak ... że nie wypowiem tych nazw.
To i dobrze. Nie zapycha się nią przynajmniej dziur we wszelakich sezonowych top-trendach.
A co najważniejsze, nie musi wyglądać, wysysać sobie i nadymać różnych miejsc, nadrabiać wychudłymi w drakońskich dietach nogami po szyję i dekoltem po pępek, by zwrócono na nią uwagę.
To i dobrze. Nie zapycha się nią przynajmniej dziur we wszelakich sezonowych top-trendach.
A co najważniejsze, nie musi wyglądać, wysysać sobie i nadymać różnych miejsc, nadrabiać wychudłymi w drakońskich dietach nogami po szyję i dekoltem po pępek, by zwrócono na nią uwagę.
3 oktawy cennego SKARBU, jakim Basia szczodrze obdarowuje słuchaczy, ta pełna życzliwości dla ludzi osobowość, skromność i brak megalomanii, ujmująco słoneczny uśmiech i naturalność - to cechy, które wielu "gwiazdom" nie są dane, choćby nie wiem, jak się starały upozować i uszminkować.
Bo trzeba mieć ten Dar . Trzeba ... mieć A gift :))))
I Basia jest dla mnie takim właśnie darem, nie jedynym, ale jednym z tych pośród perełek i diamentów w mojej galerii talentów nieprzeciętnych, z których najchętniej brałabym przykład, gdybym tylko potrafiła....
Mieć taki Głos, ech...
Więc stawałam dzielnie na palcach, przeciskałam się przez tłum, deptano mnie i trącano łokciami, od niektórych dostawałam tymi łokciami po głowie, bo ja taki kurczak wyścigowy, a tam dryblasy nie wiem czym karmione???? Między głowami cudzymi, ponad tymi głowami w takt melodii się bujającymi, wśród par przytulonych nierozdzielnie, wśród czupryn bujnych i łysawych samotnie walczyłam o przestrzeń z moim aparacikiem, z palcem wskazującym na klawiszu nagrywania.
Do teraz ten palec mi się nie zgina w połowie :(
Do teraz ten palec mi się nie zgina w połowie :(
Samotnie, bo mąż mój cierpiący bóle krzyżowe, jako ten Siedzący Pies pozostał czuwając przy naszych plecakach na trybunie wokół placu się znajdującej.
I mimo, że dźwięk był doskonały i widoczność z każdego miejsca świetna, to jednak te parę rzędów od sceny czuło się zupełnie inną sambę. Ta samba wszystkich nas tam porwała do tańca, pyski ludziom stroskanym na co dzień rozchachała, a każdy miał łapki zmachane od rytmicznych oklasków.
Ja przy tym mogłabym przysiąc, że mi dwa serca łomotały w piersi, z czego jedno mogło spokojnie zastąpić sekcję rytmiczną zespołu :)
I była to w dodatku pierwsza tak ciepła noc w tym roku, prawdziwa letnia noc.
Wieczór Z BASIĄ zatem niezwykle udany, wyczekiwany, poprzedzony występami innego (świetnego, ale pominę dziś ten wątek) zespołu oraz emocjonujących pokazów żonglerki pochodniami, a żeby jeszcze mało było, to ... wszystko ZA DARMO i na wolnym powietrzu!
I tylko godzinka jazdy autkiem w jedną stronę. (Warto czasem poszperać w sieci, bo takie okazje są rzadko nagłaśniane.)
Wielkie brawa dla organizatorów Nocy Świętojańskiej w Gliwicach za klasę występów, organizację, i publiczny porządek
Zwłaszcza, że jakimś cudem tak zaplanowano imprezę, że ulewa złapała nas dopiero w drodze powrotnej :)
Uparcie robię zdjęcia bez pojęcia, ale bardzo lubię takie przypadkowe gry świateł i inne uchwycone w biegu obiekty. Może ktoś podzieli mój nieuzasadniony zachwyt :), więc zamieszczam migawki z tamtego emocjonującego wieczoru, który powraca do mnie wciąż echem przepięknych dźwięków i odbłyskiem barw.
I tylko brakowało mi słodkiego zapachu jaśminu gdzieś w tle :)
A potem niebo się rozszalało na dobre, lecz dotarliśmy do domu cało :)
Wielu gorących letnich nocy i zaczarowanych snów nocy letnich Wam życzę, jak też zaskakujących new days for You :)
wasza oczarowana
Lewkonia