Dawno dawno temu, kiedy jeszcze czas płynął pod górkę, a ja nosiłam krótkie plisowane spódniczki odsłaniające wiecznie odrapane kolana i czesałam się w kucyk niekoniecznie wzorowy, należało mieć tajemnice i głęboko skrywane sekrety szeptem powierzane przyjaciółkom w odludnych miejscach.
Najczęściej takim nieco mrocznym i nadającym się do zwierzeń i snucia opowieści miejscem był stary żydowski cmentarz okolony zrujnowanym murem, zarośnięty kłującymi krzewami, z piękną starą akacją na skraju, gdzie w cieniu pochylonych i zapadniętych w ziemię macew na omszałych kamieniach rozkładałyśmy swoje skarby i wtajemniczałyśmy się nawzajem w nasze najskrytsze sekrety.
Tu nadmienię, bo powinnam, że cmentarz ten sąsiadował z naszym osiedlem, i wtapiał się w naszą codzienność, w beztroską dziecięcą fantazję, ale wszyscy wiedzieliśmy, że nie jest miejscem do hucznych zabaw, służył raczej do takich w największej tajemnicy odbywanych włóczęg, chowanek i wywołujących dreszcze emocjonujących opowieści. Tu można było szukać odosobnienia i powzdychać romantycznie, lub wypłakać swoje żale nieszczęśliwej miłości :) W latach późniejszej mej młodości cmentarz ten został pięknie odrestaurowany, otoczony nowym murem i ustanowiony pomnikiem pamięci o Żydach z naszego miasta pomordowanych w czasie wojny, lecz chowanych w zupełne innym miejscu, co upamiętnia postument przy wejściu, gdzie również pobudowano stróżówkę dla stale nim się opiekującego gospodarza.
Tak więc sekrety, tajemnice i zwierzenia były pretekstem do moich pierwszych romantycznych schadzek, i cóż, że dziewczęcych, choć dziś naprawdę nie pojmuję, cóż tak emocjonującego było w tym, że niejaki Bartek z kolegą Jackiem zadarł mi spódniczkę, i oglądał moje fioletowe majteczki, gdy ja nieświadoma tego stałam sobie pod balkonem koleżanki i zaczepiałam jej kotka : ) Albo, że właśnie stałam się posiadaczką najnowszego komiksu z kaczorem i myszką Miki z gumy balonowej. Albo, że na takiej jednej serwetce, jednej z tych, które zbierałam, mam najpiękniejsze kwiatki, ze wszystkich. Albo, że wczoraj po południu pochowałam pod bzem padłą kawkę ( I tu następował opis, jak ją zjadały mrówki, a ja, choć z obrzydzeniem, uratowałam ją od zbezczeszczenia prawie chrześcijańskim rytuałem :))
Kolejnym wzbudzającym wielkie w mym sercu rozczulenie a otoczonym aurą niezwykłości i uniesienia rytuałem było sporządzanie Niebka.
Każda szanująca się "podlotka" takie Niebko posiadać musiała i w tajemnicy przed niepowołanym okiem zachowywała, a odkrycie go i zniszczenie przez chłopców, lub co gorsza - nieprzyjazne zawistne koleżanki - było dramatem osobistym i nie dającą się niczym odkupić zniewagą.
Niebko składało się z samych najświetniejszych i unikatowych skarbów: koralików, kwiatków, złotka z reglamentowanych czekoladek, kapsli z niespotykanymi napisami, liścików i obrazków, oraz najskrytszych tajemnic zapisywanych (raczej sobie niż światu) ku pamięci, przykrytych z wielkim namaszczeniem najlepiej jakimś kolorowym szkiełkiem.
Ja na przykład miałam taką, wykaligrafowaną i ozdobioną ornamentami z największą starannością: "KOCHAM BARTKA". Oczywiście, że tego samego, którego równocześnie nienawidziłam za podglądanie moich majteczek.
Jak wiadomo miłość i nienawiść leżą w naszych ośrodkach uczuć blisko siebie, zwłaszcza w wieku "trzepakowym", gdy to właśnie pod trzepakiem rodziły się owe na śmierć i życie uczucia.
Wtajemniczano w miejsce zagrzebania owego Niebka tylko serdeczne przyjaciółki, a nawet można było dopuścić je do tych tajemnic mając przy okazji satysfakcję, gdy nasze skarby były cenniejsze od cudzych.
Gdy było odwrotnie duma nie pozwalał tego w żaden sposób zdradzić. Wzajemne zachwyty zaś i westchnienia wszelakie: " och, ojej, o Boże, jakie to piękne" były jak najbardziej wskazane, choćby i nieszczere. Pamiętam dokładnie, jakbym sfotografowała się w tym momencie na jakiejś wewnętrznej kliszy, gdzie swoje "Bartkowe" Niebko z bijącym serduszkiem i a wypiekami na buzi pochowałam..
I tylko nie jestem do końca pewna, czy on miał na imię Bartek :)
Były też specjalne zeszyty ze złotymi myślami i pamiętniki z zasuszonymi kwiatkami. Jeden nawet zachowałam do dziś. I wszystkie te miejsca służyły do posiadania głęboko skrywanych uczuć, westchnień, zapisywania swoich myśli i zachowywania pamięci o zdarzeniach epokowych ( pierwszy pocałunek :) i ludziach w naszym życiu niepowtarzalnych i niezastąpionych w kształtowaniu naszych emocji i samoświadomości ( no, nikt już mnie nigdy tak uroczo nie podglądał w bieliźnie).
Wrzucam parę fotek potwierdzających me słowa, że dawne te dzieje wciąż wzbudzają sentyment, w szczególności zaś ortografia :)
Beatko, Jarku, Robercie, Bartku, jeśli któreś z Was rozpoznaje swoje bohomazy, pozdrawiam Was starsza o ponad 30 lat, lecz wciąż dziewczyńsko sentymentalna :))) Informuję Was również, iż posiadam już biust i nie mam chudych kolan, choć tak samo odrapane są one i w siniakach, z tym, że od pracy na roli :)
A żeby dopełnić mojego obrazu po latach dla tych, co z mej przeszłości się być może kiedyś wynurzą po latach niebytu i dla tych, co mnie o wyjawienie mych sekretów uprosić się dotąd nie mogły ( Ikuś, Bestyjeczko, no gdybyście po dzisiejszym wciąż nieukontentowane pozostały, to ja Wam reszte kiedyś osobiście ...), wyjawiam, że:
1. Jestem zwolenniczką męskiego modelu przyjaźni: lojalność, wierność, nieskrępowana duperelami szczerość i szybkie się godzenie. Lub wcale.
2. Zbieram pamiątki, gromadzę listy, zachowuję ważne dedykacje, czyli jestem sentymentalna, ale mam przy tym porządek w zbiorach :)
3. Odchudzam się często i namiętnie. Najlepsza wypróbowana dieta - ŻP. czyli ... jedz połowę :)
4. Ponieważ i tak zaraz się odchudzam, to sobie nie odmówię ciacha. Najlepiej drożdżowe z kruszonką :)
5. Mocno się przywiązuję. Do ludzi zwłaszcza. Jednak potrafię szybko i bez żalu odciąć się od rzeczy i ludzi mnie uzależniających i zatruwających mi życie. Palenie rzucałam za każdym razem z dnia na dzień.
6.Od dziecka lubiłam piesze wędrówki w nieznane. Najsłynniejsza była moja samotna wyprawa "do babci w Aleje" z tobołkiem rajstopek na zmianę, bo się obraziłam na babcię Bronię. Mama śledziła mnie z ciekawości spory kawałek, jak szłam plantami dzielnie przed siebie. Dostałam niezłe manto. Miałam wtedy 3 lata i nie zraziło mnie to do następnych "ucieczek-wycieczek".W ucieczce z przedszkola w średniakach pomagała mi koleżanka. Wtedy, pamiętam jak dziś, gonił mnie zamaskowany zorro :)
7. Ryczę w kinie bez skrępowania.Zawsze mam chusteczki w torebce.
8. Opieram się przekornie modom i hitom, w liceum chodziłam jak dziwoląg w przerabianych garsonkach babci a' la 40' i kołnierzykach robionych przez prababcię ;)
9. Lubię wszystko robić "po swojemu" i jestem uparta koza. Najlepiej mi jest, gdy coś wyjdzie "na moje"
10.Oszczędzam wodę i prąd, oraz skrupulatnie segreguję śmieci i pouczam innych w tym temacie :)
To tyle :)
Następne sensacje o mnie przy innych okazjach, jeśli nastąpią. Tymczasem Panią Wiosnę moją przedstawiam z różnych perspektyw, bo wciąż zmienia oblicza:
Pozdrawiam słonecznie w przerwie wiosennego deszczu :)
Lewkonia